13.03.2016.
Odwiedzanie muzeum organizowane przez nasz klub ma niewątpliwe plusy: często wchodzimy na zasadach specjalnych (jak tym razem) a jak przewodnik nie trafia tym co mówi do słuchaczy (jak tym razem), to zawsze jest obok ktoś, z kim można ciekawie(j) porozmawiać.. na temat ekspozycji, albo na jakikolwiek inny temat.
Muzeum Żydowskie w Berlinie zostało oficjalnie otwarte w 2001 roku. Niektórzy zachwycali się surowym, jak pudełko rozsypanych puzzli pokręconym pomysłem na architekturę, inni byli zdumieni wielkością obiektu i skromną w porównaniu, zawartością.
Po latach odwiedzając obiekt ponownie, mogę stwierdzić: nic się specjalnie nie zmieniło.
Długie korytarze, wprowadzające w podenerwowanie i zakłócające błędnik zabiegi architektoniczne pozostały, goły beton i metry pustych ścian – bez zmian. Ekspozycja porozrzucana, sporo multimediów, można dotykać i obracać i wyciągać szufladki. Jednak w porównaniu do tego co widziałam w Muzeum Żydowskim w Warszawie, nie ma nad czym się zatrzymać. I do tego przewodnik mówiący jak do dzieci, straszne! Nic, byliśmy, widzieliśmy, wyszliśmy. Potwierdziło się, nie ważne co się pokazuje, ważne jak.
Jak dobrze, że z fajnymi ludźmi można po takim ‘traumatycznym przedpołudniu’ iść na dobra kawę i miłą rozmową zatrzeć rozczarowanie.
MRZ