Sobota osobistych wspomnień.

27.10.2018    Marienfelde znajdujące się w południowej części Berlina zostało przyłączone w ramach reformy administracyjnej w 2001 roku do dzielnicy Tempelhof-Schöneberg. Historia tej osady, a właściwie wioski jest niezwykle ciekawa i bardzo długa. Założyli ją Templariusze około 1220 roku wraz z innymi wioskami Mariendorf, Tempelhof i Rixdorf. Jeszcze dzisiaj można tu podziwiać zachowany kościółek (Dorfkirche), zbudowany z kamieni polnych w stylu romańskim z dobudowanymi elementami wczesnego baroku. Kościółek ten należy do jednych z najstarszych w Berlinie. Tereny te przechodziły z rąk do rąk. W XIV wieku Templariusze sprzedali je Joannitom, potem przez długi czas znajdowały się we władaniu miasta, natomiast w 1834 roku nabył te tereny Adolf Kiepert, który uczynił z  nich wzorcową, rolniczą  posiadłość . A 100 lat potem była wojna a potem wyrósł mur… Na Marienfelde znajdowała się w okresie istnienia Muru Berlińskiego Główna Centrala Przyjmowania Uchodźców, która dzisiaj przejęła funkcję Muzeum.  Ogólnie mówiąc dzielnica ta jest odzwierciedleniem starego i nowego Berlina i zachwyca swoją różnorodnością zarówno historyczną jak i architektoniczną. Oprócz starych kuźni, zagród i historycznej karczmy znaleźć tu można uroczy park rozciągający się wokół romantycznego dworku oraz stare podwórza, na których latem rozkładają stragany artyści mieszkający w tej okolicy, którzy prezentują swoje  wyroby artystyczne, będącymi prawdziwymi dziełami sztuki. Jesienią również tutaj odbywa się słynny Oktoberfest, natomiast zimą romantyczny jarmark bożonarodzeniowy.

To i wiele więcej można przeczytać w Wiki i w przewodnikach. Bardzo fajne miejsce na długie spacery o każdej porze roku. Jednak tej soboty nasz klubowy kolega  Waldemar, na swoim spacerze, zgromadził wiele osób zainteresowanych odwiedzeniem tej dzielnicy z powodów osobistych. Ponad 30 lat temu, wiele osób  tu właśnie zaczynało swoje nowe życie po opuszczeniu PRL. ”tu się nic nie zmieniło, pamiętam te ulice..” tak mówiły kolejne osoby i wspominały czas pobytu w ośrodku, stres, rozłąkę z rodzinami które często dopiero po latach mogły opuścić kraj. Niepewność jutra w obcym kraju, starania o ułożenie sobie na nowo życia… to już 30 lat? a pamięta się, jak by to było wczoraj.. zdarzenia, emocje, dawno nie widziane twarze.. 30 lat, a tu w ośrodku jest teraz muzeum ale też nadal uchodźcy tylko z innego kontynentu, z za wielkiej wody a nie  politycznego muru.

Tekst: Elżbieta P. i MNM

Wciąż nie jesiennie, spacer po parku Glienicke

23.09.2018 odbył się zgodnie z zapowiedzią w Kontaktach, spacer po parku Glienicke. Po tak długich upałach pogoda była tego dnia stworzona do wędrówki pośród drzew. Nic więc dziwnego, że na spacer przyszło 24 osoby.

fot. EP

Park Klein–Glienicke nazywany potocznie Glienicker Park rozciąga sie na obszarze 116 ha dokładnie po przeciwnej stronie znanego już nam Parku Babelsberg w południowo zachodniej części Berlina w dzielnicy Steglitz-Zehlendorf. Ten otwarty dla społeczeństwa park o długiej i ciekawej historii w stylu angielskiego parku krajobrazowego jest częścią Potsdamer Kulturlandschaft i światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO (Welterbes Schlösser und Parks von Potsdam und Berlin). Tu należy jednak zaznaczyć, ze park ten podzielony został na dwie części pod koniec XVIII wieku, czyli od momentu wybudowania drogi łączącej Berlin z Poczdamem.

Przyszły kanclerz, książę Karl August von Hardenberg przejął tę posiadłość wraz z majątkiem w 1814 roku. Na jego zlecenie Joseph Peter Lennè stworzył uroczy i romantyczny park krajobrazowy wraz z tarasami wykorzystując liczne pagórki, wzniesienia i naturalny spadek terenu w kierunku rozlewiska Haweli. Natomiast od 1824 roku zawładnął tą posiadłością książę Karl von Preußen, zakochany w antyku. Nadał on parkowi całkowicie inny charakter, oczywiście dzięki znanym architektom, Karlowi Friedrich Schinkel i Ludwikowi Persius. Wtedy zbudowany został pałac – Schloss Glienicke oraz wiele innych ciekawych budowli, także romantyczne fontanny, mostki i stawy. Krótko mówiąc w owym czasie park ten należał do jednych z najpiękniejszych w Europie. Druga wojna światowa i podział Niemiec przyczyniły się do jego całkowitego zubożenia. Tak właściwie to dzięki zbliżającej się 200 rocznicy istnienia Parku Glinicke rozpoczęto jego odrestaurowywanie. Rocznica ta obchodzona była bardzo uroczyście w 2016 roku.

tekst: Elżbieta P.

Śladami Heinricha von Kleist

fot. EP

21.07.18  Koniec lipca, od wielu tygodni upały, kto musi zostać w mieście szuka wody a porusza się tylko zacienioną stroną ulic. Na szczęście i wody i cienia na Wannsee nie brakuje. Spokojny spacer śladami nieszczęśliwego poety  (jakże by inaczej, na dodatek jeszcze zaplanować i z sukcesem przeprowadzić samobójstwo…by na pewno być zapamiętanym:)) Było nas w sumie 12 osób, świetna pogoda, humory dopisały,  a spacer zakończyliśmy przy zimnym piwie, w głębokim cieniu piwiarni Loretta na Wannsee.

Heinrich von Kleist, dramaturg, poeta i publicysta który mieszkał i tworzył w Berlinie od 1807 do momentu swojej tragicznej śmierci w roku 1811. Podobnie jak wielu innych twórców,  subtelność wyrazu i jego postrzeganie świata doczekało się uznania dopiero po śmierci poety. Do dziś inspirują się Jego pracami twórcy teatralni, filmowi i zwykli czytelnicy , miasto  zaś w okolicy nagrobka poety, w okrągłą 200 letnią rocznicę Jego śmierci,  założyło ogród i parkowe alejki, świetne miejsce do rozmyślań podczas czytania np. tragedii „Penthesilea”.

MNM

fot. E. Potępska

Zielone Świątki w królewskiej oprawie

Słoneczny poniedziałek, najprzyjemniej spędza sie taki dodatkowo wolny dzień w zieleni. Nic zatem dziwnego, ze 21 maja tj. w Zielone Świątki, wzięło udział w naszym otwartym dla wszystkich chętnych spacerze, aż 45 osób.  Spotkaliśmy się na Wannsee, mimo tak dużej grupy wszyscy zmieścili się to autobusu który podwiózł nas pod samą przeprawę promową na Pfaueninsel – Pawią Wyspę.  Wiele osób mimo, że mieszka w Berlinie od lat, nigdy tu nie było. Jak sama nazwa wskazuje, trwająca zaledwie parę minut przeprawa promem zabrała nas na prawdziwą wyspę, po oderwaniu od stałego lądu wszyscy poczuliśmy sie naprawdę jak na małym urlopie. Nasza prezes, kol. Ela która zorganizowała i poprowadziła ten spacer, zaczeła snuś historię tego miejsca, bardzo wszystko ciekawe,  ale nasze oczy wciąż zajęte były polowaniem na pawie.. . szczególnie tę jedną parę, pawich albinosów. Niestety dla zobaczenia tych białych koronek na pawim ogonie będzie trzeba przybyć tu jeszcze raz. Nie szkodzi, przyjedziemy chętnie.

MNM

fot.MRZ

Pawia Wyspa na której odnaleziono ślady osad ludzkich jeszcze z okresu brązu, także z okresu słowiańskiego, prawdziwy rozkwit i zainteresowanie przeżywała  za czasów panowania Fryderyka Wilhelma II, kiedy to nastąpił powrót do natury zgodnie z filozofią Rousseaus, aby wpółżyċ w harmonii z naturą. W owym czasie Brendel, cieśla odpowiedzialny za wszystkie budowy na tej wyspie wraz z metresą króla, hrabiną von Lichtenau – Rietz, stworzyli tu prawdziwy raj na ziemi. Sprowadzili na wyspę min. pawie, czyli ptaki rajskie będące atrybutami bogów, które są do dzisiaj głównymi mieszkańcami tej wyspy. Zasadzono tu wtedy przeszło 300 drzew w tym dęby i lipy, utworzono ogrody, zbudowano palmiarnię w stylu indyjsko- muzułmańskim z tropicznymi, potężnymi palmami, także menażerie i oczywiście romantyczny pałac, w którym przebywała latem hrabina von Lichtenau, aby spotykać swojego królewskiego kochanka. W późniejszym okresie spędzały tu również swój wolny czas następne pokolenia Hohenzollernów. Znany architekt od ogrodów Peter Joseph Lenné bawiąc się przestrzeniami stworzył prawdziwe dzieło sztuki na łonie  natury. Ukształtował uroczy ogród, do którego pragnie się ciągle wracać. Dzisiaj nie ma już na wyspie wolno biegających,  egzotycznych  zwierząt. Przekazano je w 1842 roku do berlińskiego ogrodu zoologicznego. Pozostały swobodnie biegające tu pawie i zagroda ptaków z rodziny kurowatych których wygląd dowodzi, że dla natury wszystko jest możliwe. Okazy pawi mogliśmy podziwiać z całkiem bliska, mimo przyzwyczajenia do obecności ciekawskich ludzi, ptaki łatwo poddają się naturze i zadziornie straszą najbardziej nachlanych turystów – każdorazowo wprawiając w zachwyt wachlarzem swoich możliwości.  Tłem dla królewskich ptaków były stuletnie dęby i cała pozostała, wspaniała architektura zieleni. Otaczały nas swoim cieniem i chroniły przed ostrymi promieniami majowego słońca. Krotko mówiąc Pawia Wyspa wprowadziła nas w idylliczny nastrój, który wchłanialiśmy pełną piersią.

tekst: E.P